Geoblog.pl    Cocaine    Podróże    “Śnieżny masyw”    “Śnieżny masyw”
Zwiń mapę
2012
17
lut

“Śnieżny masyw”

 
Polska
Polska, Śnieżnik
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Podczas śnieżnej wyprawy na masyw śnieżnika zdarzyło się coś złego.

22-23.01.2012 – Masyw Śnieżnika, początek 8:30 z PKP w Międzylesiu, kierunek i planowany cel: Śnieżnik, dystans: 30km, czas: 2 dni. Pokrywa śnieżna do wysokości 800 m n.p.m. – 0,5 m, powyżej 800 m – 1,5-2 m. Skład Paweł Graczyk i Łukasz Chodorowski.

Od samego rana czas ostrego orania śniegu pod górę.
-Jakby udało się wejść wystarczająco wysoko, to będzie pięknie, będziemy nad chmurami na zachód słońca. Choć bez chmur może być pieruńsko zimno.
Rakiety ratują na tyle, że kopiemy się jedynie do poziomu kolan, i tak drałujemy do 15:40.

Przemierzamy 12 km zmieniając się nawzajem z torowaniem drogi. Obóz zakładamy na 1100m n.p.m. na niewielkiej polanie w świerkowym lesie. Dzisiejszej nocy testujemy nowy namiot kumpla Łukasza – Marabut model Arco, kosztował 1200zł, a to poważna polska firma, więc mniemamy, że się spisze.

Zasypiamy o 20:00 celem odpoczynku i regeneracji do 6:00 i planem dalszego ataku z samego rana. Pogoda spokojna, bezwietrzna i ciepło -4st.C.

Godzina 4:00.
-Stary, k**** śnieg się obsunął! – krzyczy Łukasz, szarpiąc mnie za barki i próbując obudzić.
Jeszcze w objęciach Morfeusza, nieprzytomny, nie rozumiem o co mu chodzi… śnieg się obsunął z dachu na dół i opadła płachta na śpiwór? No to trzeba go wypchnąć…
-Cholera, Paweł nie mogę się ruszyć, przygniotło mi nogi…
Zrywam się i po omacku ogarniam co się stało, czuć przez płachtę masyw śniegu nad Łukasza nogami, próbuję się zaprzeć i z całej siły odsunąć. Ani nie drgnie!
-Idź zobaczyć co się tam dzieje!
-Gdzie jest latarka? – zabrakło jej w kieszeni pod dachem, cały zresztą dach i namiot był wygięty w trzy światy.
Chwała, że namiot ma dwa wyjścia, bo pierwsze zostało całkowicie odcięte.
Zakładam w pospiechu buty bez stuptutów, wychodzę i od razu zapadam się po kolana, a śnieg sypie mi się wszędzie i topi niemiłosiernie po ciepłych nogach brutalnie wyciągniętych ze śpiwora.
Obracam się, nie widzę ponad połowy namiotu, tylko jakieś gałęzie. Patrzę dalej…
-O, k**** chłopie, drzewo się na nas przewaliło!
Duże, na oko 7m drzewo leży czubkiem na naszym namiocie, zawalając cały przedsionek i połowę części sypialnej z Łukaszem włącznie.
Zaczynam machać rękami i odrzucać zamarznięty śnieg z namiotu. Po kilku minutach choć Łukasz nie jest jeszcze uwolniony prosi o zrobienie zdjęcia komórką.
-W takich właśnie sytuacjach przydaje się lampa błyskowa do naszych aparatów analogowych! – dodaje spod śniegu..
Robię zdjęcie i wiosłuje dalej. Po 10-15 minutach Łukasz wygrzebuje się i wychodzi ocenić sytuację.
-***** *** ** – Łukasz.
Bierze scyzoryk i piłką odrzyna gałęzie, ja ryję dalej.
-Cholera, ciekawe ile pałąków się połamało i co z poszyciem – namiot był zrównany z poziomem podłoża.
Pierwsza gałąź rozdarła poszycie na 50 cm. Orzemy dalej, kasujemy kolejne konary i oceniamy szkody.
-Zgniotło butle z gazem! – krzyczy od środka.
Cholera, moja była prawie pełna- myślę.
Moja jednak była w całości z przymocowanym palnikiem, który de facto wyciął kolejnych kilka dziur w poszyciu.
Zgniotło jeszcze stelaż od plecaka.
Przez godzinie walki ze śniegiem wywaliliśmy 200kg śniegu i odcięliśmy scyzorykiem liczne gałęzie i konar o średnicy 10cm. Stelaż nigdzie się nie złamał, jedynie pokracznie wygląda wraz z kilkoma dziurami.

Przesuwamy pobudkę na 8.00.

Już w pełnym świetle i o trzeźwych zmysłach oglądamy, oceniamy i jemy śniadanie.
No to przetestowaliśmy namiot! Choć ma niefunkcjonalną kieszeń pod sufitem – wypadła z niej latarka po zgnieceniu namiotu, trzeba mu przyznać genialne rozpracowanie wyjść.

Dzisiejszego dnia trzaskamy jeszcze 13 km po ciężkim śniegu. Kończymy przygodę o 17.00 w Nowej Wsi, w sklepie spożywczym pijąc na spółkę piwo, wystarczające by podłoże zaczęło się kołysać.

W pociągu na karimatach w przedziale ładunkowym.
-Graczu, zobacz jaka dziewczyna wsiadła, ta w zielonym płaszczu.
-Nooo… niezła…!

Zasypiamy ze zmęczenia, budzimy się dopiero przed dworcem we Wrocławiu.

P.s.
W ile innych stron mogło się to drzewo przewrócić…
spaść przed namiotem i mieć niespodziankę rano,
spaść na nas obu,
spaść na głowy…

Nie mówicie mojej mamie.

ZDJĘCIA na

www.pawelgraczyk.pl
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
BoRa
BoRa - 2012-02-18 09:10
OD wielu już lat nie byłam na Słowacji, choć Słowacki Raj jest moim ulubionym miejscem i tęsknie do niego.
Czy Słowacja nadal nie uporała się z problemem biednych Romów?
W okolicy Popradu w 2005 roku przykro było patrzeć w jakich warunkach ludzie mogą żyć, a Słowacy mówili że nie mogą poradzić sobie z tym problemem.
 
Cocaine
Cocaine - 2012-02-18 12:15
Problem Romskich Cyganów jest nadal bardzo gorący. Choć żyją oni nieraz w osadach jak sprzed 200 lat.Sam spędziłem z nimi trochę czasu w tych miejscach.
Słowacy o nich mówią: "Pasożyty", a cyganie ripostują: "zapominają o nas". Ciekawy problem o którym chcę trochę napisać.
 
 
Cocaine
Paweł Graczyk
zwiedził 1% świata (2 państwa)
Zasoby: 2 wpisy2 2 komentarze2 1 zdjęcie1 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
17.02.2012 - 17.02.2012